Wyobraźcie sobie 10 letniego chłopca, który odkrył pewien komiks i... się zakochał. Pokochał świat, bohaterów, wszystkie stwory a nade wszystko, zakochał się w Laureline. Niby nic wielkiego, ale ta miłość niezmiennie trwa od prawie 50 lat a jej efekty, możemy oglądać od wczoraj na ekranach kin.
Tym chłopcem jest Luc Besson, twórca takich kultowych filmów jak Wielki błękit, Piąty element czy Leon Zawodowiec. Komiksem natomiast, legendarny Valerian. Gdy więc Luc postanowił spełnić swoje odwieczne marzenia i przenieść Valeriana na duży ekran, musiało powstać coś niezwykłego. I powstało.
Gdy pierwszy raz oglądałam zwiastun w kinie, wbiło mnie w fotel. Te światy, stwory, kolory, no po prostu WOW! Zresztą zobaczcie sami :)
Gdy pierwszy raz oglądałam zwiastun w kinie, wbiło mnie w fotel. Te światy, stwory, kolory, no po prostu WOW! Zresztą zobaczcie sami :)
Tylko tak, jak to bywa ze zwiastunami, obawiałam się, że wykorzystano w nim najlepsze ujęcia. Nie miałam pojęcia w jak wielkim byłam błędzie. Ale od początku.
Komiks Valerian swoją premierę miał w 1967, liczy 29 części a ostatnia z nich wyszła w 2010 roku. Autorzy Pierre Christin i Jean-Claude Mézières stworzyli kosmiczną sagę, w której głównymi bohaterami są normalni ludzie, agenci federalni Valerian i Laureline. Komiksy przetłumaczono na 21 języków, sprzedano 10 milionów egzemplarzy i doczekał się nawet serialu animowanego.
Dla Bessona seria ta, przez te wszystkie lata stała się inspiracją i miała spory wpływ na jego twórczość. Widać to choćby w Piątym elemencie. Tu ciekawostka, gdy Luc zabierał się za jego kręcenie, Jean-Claude Mézières zapytał: "Czemu nie kręcisz Valeriana, tylko ten Piąty element?". Może i dobrze że tak się stało.
Technologia wtedy nie pozwalała w pełni spełnić wizji reżysera. Dopiero Avatar stał się krokiem milowym w historii kina. Co się zmieniło przez te 20 lat? Małe porównanie, Piąty element miał 188 ujęć, w których wykorzystano efekty specjalne, w Valerianie, jest ich 2734.
Obsesja Luca, przerodziła się w 600 stron notatek. Na trzy lata przed rozpoczęciem pierwszych ujęć, rozpoczął współprace z różnymi artystami, nad projektami 200 unikalnych ras obcych, które miały pojawić się w filmie.
A co z tego wszystkiego wyszło? Jak dla mnie jest to najlepszy film w gatunku, od czasów Avatara. Zaczyna się spokojnie, by po kilku minutach zabrać nas na kosmiczną jazdę bez trzymanki.
Wkraczamy na 24 godziny do roku 2700 i towarzyszymy gwiezdnym glinom w ich misji, która się nieco komplikuje. Major Valerian jest ciut aroganckim typem, w każdej chwili gotowym do akcji. Laureline natomiast to pewna siebie, skuteczna i wyjątkowo charakterna pani sierżant. Ta dwójka zdecydowanie do siebie pasuje ;) Misja odzyskania pewnego stworzonka, kończy się wdepnięciem w kosmiczną intrygę, do której nie powinni nigdy mieć dostępu.
Świat a raczej wszechświat, który zaskakuje nas na każdym kroku. Masa istot, mieszkająca na olbrzymiej stacji kosmicznej w różnych ekosystemach. Mnóstwo akcji, pościgów, ale także cudownych krajobrazów. Oglądanie tego to istny wizualny orgazm. Zróbcie sobie dobrze, proszę. Musicie to obejrzeć.
Jeśli po seansie będziecie mieć nieodparte wrażenie, że coś wam to przypomina, to macie rację. Ja też takie wrażenie miałam. Niektóre momenty lub "rzeczy", mocno kojarzą mi się z Gwiezdnymi Wojnami. Taka drobna uwaga, komiks powstał 10 lat przed sagą Lucasa. Krążą plotki, że Lucas mocno inspirował się Valerianem. Nie są one potwierdzone, jednak podobieństw można doszukać się porównując oba dzieła.
Autorzy komiksu w najśmielszym marzeniach nie przypuszczali, że ich twórczość zostanie przeniesiona na duży ekran. Reżyser czekał całe życie, by zrealizować wszystkie swoje wizje. Jak sam stwierdza, jego natura perfekcjonisty wie, że nie mógłby tego zrobić lepiej.
Luc Besson zapowiedział, że jak film się przyjmie, to powstanie kontynuacja. Jednak chodzą słuchy, że pracuje już nad dwoma kolejnymi częściami. Materiału ma aż nadto, gdyż Valerian i miasto tysiąca planet powstał na podstawie tylko jednego tomu :) Jak dla mnie może zekranizować wszystkie 29 ;)
Ja jestem zakochana i koniecznie muszę zobaczyć go jeszcze raz (i jeszcze raz). Chętnie zapoznam się także z komiksami, mimo iż nie jestem ich wielką fankom. Ten film powalił mnie na kolana a to się bardzo rzadko zdarza. Jest genialny i musiałam długo zbierać szczękę spod fotela. Chodź w sumie nie musicie mi wierzyć, bo ja się nie znam, po prostu sami sprawdźcie czy warto wkroczyć w świat Valeriana.
No popatrz, a tak wiele jest negatywnych recenzji tego filmu! Dobrze dla odmiany przeczytać o odczuciach kogoś, komu się film podobał:) Komiks (a raczej jedną czy dwie części cyklu) czytałam za dzieciaka i choć pamiętam niewiele, to wiem, że podobał mi się świat w nim przedstawiony. Jeśli jego barwność i bogactwo choć w części przeniesione zostały na ekran, to może się skuszę na seans :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com
Ja nie miałam okazji wcześniej czytać komiksów, ale te fragmenty, które widziałam w sieci w zupełności mi wystarczą by potwierdzi, że świat jest oddany bardzo dokładnie :) Już sam fakt, że jedna opowieść komiksowa (która pewnie zawierała ok. 50 stron), została przerobiona na ponad 2 godzinny film, to mówi samo za siebie :) Ja byłam już trzy razy i najbardziej polecam wersje 3D :) Do miłego :)
Usuń