Ten tekst nic nie wniesie do waszego życia więc darujcie sobie dalszą lekturę, ja tylko muszę gdzieś wylać swój żal. A, że to moje miejsce, to mogę.
Ostatnio ciągle mam wrażenie, że dobre rzeczy wymykają mi się z rąk. Niby szczęście to tylko chwile, ale mam nieprzeparte wrażenie, że coś robię nie tak. Czegoś nie potrafię, że za bardzo ufam, że za dużo mówię, jestem impulsywna i zbyt bezpośrednia. Ponoć to nie wady, ale jakoś mi nie pomagają.
Moje życie działa w systemie zero - jedynkowym, albo wszystko, albo jedno wielkie pieprzone nic - nada - zero - null. Czaicie? Pewnie nie. Więc tak w wielkim skrócie. Pierwsze dwa miesiące roku były wyjątkowo smętne, co przerodziło się w wybitny wynik czytelniczy. Od marca zaczęła się istna telenowela brazylijsko - argentyńska, co najmniej na miarę "Zbuntowanego anioła". Do tego stopnia, że nie wiedziałam w co ręce włożyć i mimo ogromnego zmęczenia, chciało mi się chcieć. A w maju wszystko zaczęło się sypać na łeb na szyje, co gorsza kompletnie nie wiem dlaczego. Od zawsze uwielbiałam ten miesiąc. Wszystko kwitnie jak oszalałe, jest względnie ciepło no i to miesiąc moich urodzin a wiadomo, że zodiakalne bliźniaki są wyjątkowe.
Teraz siedzę o 16:46 w czwartek, zakopana pod kołdrą i zastanawiam się jak tu poskładać wszystko na nowo. Niby roztrząsanie po raz milionowy nic nie da, ale nie oszukujmy się, jestem kobietą, a my analizujemy absolutnie wszystko. Mam taką pustkę w głowie, że bardziej się już chyba nie da. A mimo to, ciągle doszukuje się odpowiedzi na pytanie, co robię w swoim życiu nie tak.
Ponieważ są małe szanse na uzyskanie odpowiedzi, bo ci co wiedzą nie powiedzą, a reszta zwyczajnie nie ogarnia, pozostaje mi jedno - przetrwać. I przetrwam. Może nie wybitnie i spektakularnie, ale jednak. Wykonując podstawowe minimum, żeby nie umrzeć z głodu, nie paść z wyczerpania i nie zaśmierdnąć się za bardzo. Dobra, z tym ostatnim trochę przesadziłam, w końcu zdarza mi się nawet nogi ogolić - to chyba nie jest tak źle. A może jednak?
Nie mam żadnego błyskotliwego podsumowania, nie żebym zazwyczaj miała. Czasami nawet najlepszym, najbardziej wytrwałym zdarza się poddać. Więc skoro oni nie mają siły, to skąd ja mam ją brać? Po raz kolejny podcięto mi skrzydła. Ja wiem, że one odrosną, zawsze odrastają, tylko za każdym razem jakby trochę mniejsze i coraz ciężej się na nich lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz